Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/439

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z sobą, gdyż nie mógł nam się obecnie na nic przydać.
Amad el Ghandur niechętnie na to patrzył, że odchodziłem, lecz nie sprzeciwiał się temu wyraźnie. Zresztą przyłączyłem się do Parsa nietylko z powodu przyrzeczenia, miałem w tem jeszcze inny zamiar. Haddedinowie, pałając żądzą zemsty, postanowili niezłomnie napaść na Anezejów, sądziłem więc, że będąc tam, prędzej zdołam w jakiś sposób przeszkodzić rozlewowi krwi.
We trójkę opuściliśmy miejsce, na którem rozłożyli się obozem przyjaciele. Przedtem oczywiście omówiłem z Amadem el Ghandur plan, który mojem zdaniem należało przeprowadzić. Znałem okolicę, w której leżała skała, przeto nie mogliśmy zabłądzić.
Moje i Halefa towarzystwo dobrze oddziałało na Parsa, bo miał dobrą minę, a nawet znowu oświadczył:
— Wszak nie obawiasz się, sidi? Niema czego się lękać. Przecież ja noszę przy sobie dwa amulety, jesteśmy więc w nur esz szems i w nur el halil; ochroni nas światło słońca i półksiężyca.
Dotychczas nie dowiadywałem się o to, ale teraz zadałem mu pytanie:
— Skąd masz talizmany?
— Wiesz o tem — rzekł — że pomiędzy Bagdadem a Bazrą jeździ tam i napowrót siedm tureckich i dwa angielskie parowce. Na jednym z angielskich służy pewien nauti[1], którego znam bardzo dobrze. Wozi on zawsze cudotwórcze pisma, z których robi talizmany na sprzedaż. Aby być całkiem pewnym, wziąłem od niego dwa, jeden dla Parsów, a drugi dla Mahometan. Doświadczyłeś już sam, że obydwa nas już ocaliły.

— Ty w to wierzysz, ale ja nie. Talizmany nie mogą wpływać na losy ludzkie. Może mi pokażesz swoje?

  1. Marynarz.