Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogli się nam przydać na nic, ale mimoto odpowiedziałem:
— Jeśli zgodzicie się na nasz sposób odbywania podróży, to będziemy was mile widzieli. A zatem naprzód, do Tekritu, ażeby czasu nie tracić!
Podpędziłem konia, a nowy towarzysz podjechał zaraz do mnie i rzekł:
— Nie pożałujesz tego, że nas do siebie przyjąłeś. Droga nasza prowadzić będzie przez okolice, w których wiele niebezpieczeństw czyha na podróżnego. Ale moje talizmany ochronią nas, a przydadzą się także i tobie. Jeden, to talizman słońca; jestem w nur esz szems, w świetle i pod osłoną słońca, któremu cześć oddajemy i żaden wróg nic przeciwko mnie nie wskóra.
— Słońce jest dziełem wszechmocnego Stwórcy, bez którego nie byłoby niczem. Kto dąży w jego świetle, ten jest pod najwyższą opieką, jaka być może na niebie i ziemi!