Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zamiast pięknej ozdoby dzielności męskiej. Dlatego jesteś owcą i zostaniesz nią, dopóki Allah nie wyprawi cię do twoich ojców, jeśli wogóle miałeś ojca, gdyż tylko waleczni mężowie mogą mówić o ojcach!
Nie było to wprawdzie powiedziane uprzejmie, ale usprawiedliwione było tem, że mój hadżi najbardziej nienawidził trwożliwości. Słowo obawy, albo czyn tchórzliwy wprawiały go często we wściekłość. Tymczasem zbliżył się już obcy jeździec, a zobaczywszy nas, przystanął, namyślając się widocznie, czy ma nas ominąć, czy też zwrócić się do nas. Siedział na bułanym koniu, Beni-Szankol, w białym burnusie, zarzuconym w ten sposób, że wystawała z pod niego tylko długa flinta, którą trzymał w ręku, a nie widać było broni, tkwiącej za pasem. Tuż przed nami zatrzymał konia i zaczął nam się przypatrywać oczyma, by najmniej nie przychylnemi. Wtem spytał krótko tonem rozkazującym:
— Kto wy jesteście?
Mnie ani przez myśl nie przeszło odpowiadać, a hadżi Halef Omar milczał także. Murzyn skurczył się jak kura, nad którą unosi się jastrząb.
— Kto wy jesteście? — powtórzył Beduin jeszcze ostrzej niż przedtem.
Na to wstał z ziemi mały Halef, a wyciągnąwszy nóż, przystąpił doń i oświadczył:
— Zleź z konia, dobądź noża i stocz ze mną walkę, a potem dowiesz się zaraz, kim i czem jesteśmy. Zsiądźno tylko, ja cię nauczę uprzejmości! Pamiętaj o tem, że przy spotkaniu należy pozdrawiać, a pytania można stawiać dopiero po zjedzeniu i wypiciu na powitanie!
— Nie mam czasu na to! — mruknął obcy. — Jestem wojownikiem walecznego szczepu Bakkara, wy jesteście na naszem terytoryum, mam więc prawo zapytać, co wy za jedni.
— Teraz się dowiesz, ponieważ sam w pierw powiedziałeś, kim jesteś. Ten człowiek, siedzący za mną, przybywa z Dar-for i zmierza do świętego miasta Mekki,