Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sław i twe wnijście do mojego obozu, chociaż ty wielbisz go w inny sposób. Lecz Allah illa Allah — Bóg jest Bogiem, tym samym, jakiekolwiek nadanoby Mu imię. Powiedz emirowi, nie rozumiejącemu słów moich, że mile witam go ja i moi ludzie!
— Dziękuję ci, Jamarze es Sikkit! Serce twoje pełne dobroci, a dusza twoja jest mieszkaniem mądrości i rozumu. Twoi ludzie nas nie przyjęli, lecz ty oddasz nam sprawiedliwość i uczcisz prawdę, jako prorok nakazał. Zaprowadź nas do swego namiotu, gdyż pragnę zamienić słowa przyjaźni z najmędrszym i najsłynniejszym szejkiem Hamemów!
— Wsiądźcie na konie! — poprosił. — Tacy goście nie powinni nóg swoich okrywać pyłem, wchodząc do duaru Jamara es Sikkit.
Dosiedliśmy więc znowu koni i pojechaliśmy do obozu. U wejścia czekał na nas syn szejka, Sar Abduk. Minę miał posępną, a widząc, jak uprzejmie zostaliśmy przyjęci przez ojca, ukrył swoje zakłopotanie na niechętnem obliczu.
— Synu mój — rozkazał es Sikkit — pozdrów moich gości, gdyż są zarazem twoimi! Wezwany posłuchał i podał nam wszystkim rękę, poczem przyłączył się do nas, kiedyśmy jechali przez obóz. Przed wielkim namiotem szejka zsiedliśmy z koni, a na skinienie dowódcy wyciągnęło się wiele rąk, aby odebrać od nas konie i przynieść rogóżki do siedzenia. Wszystko wyglądało prawdziwie patryarchalnie. Gdyby jeszcze palmy tam rosły, byłoby można myśleć, że przyjmowano nas w gaju Mamre u Abrahama. Jamar skinął na młodego Beduina i rzekł:
— Niechaj zabiją jagnię i przyrządzą dla moich gości wieczerzę, jako się głodnym należy!
Uznałem za stosowne sprzeciwić się temu na razie.
— O szejku, bądź pewny, że strawa nie przejdzie przez nasze usta, dopóki nie zostanie załatwiona sprawa, dla której przybyliśmy tutaj!
— Panie — odrzekł — widzę, że działasz jak mąż,