Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A więc stary Dawid Percy nie strzelił dobrze. Jak się to stało? Przecież zawsze można mu było śmiało zaufać! Gdyby i mnie teraz nie udało się dobrze strzelić, albo gdybym wcale nie strzelił, skompromitowalibyśmy się wobec Beduinów razem z naszą pewnością siebie.
Czy po mojej stronie nie miało się istotnie nic pokazać? Wtem... Co to było? Przyłożyłem ucho do ziemi i rzeczywiście usłyszałem dźwięk, jakby ktoś w pewnem oddaleniu od słuchacza przesunął szybko laską po zamkniętej okiennicy. Znałem ten dźwięk, bo słyszałem go w Pampas, gdy jaguar puszczał się wieczorem na wycieczkę i ćwiczył swój głos w oddaleniu milowem. Zblizka brzmiało to oczywiście zupełnie inaczej.
Czy może była to pantera, schodząca z Dżebel Berburu? Cofnąłem się jeszcze trochę, aby leżeć zupełnie w cieniu. Upłynął jeszcze jeden kwadrans, potem drugi i trzeci.
Jest to nielada zadanie wytrwać tak długi czas, gdy zmysły i nerwy napięte są w najwyższym stopniu. Czy ja się pomyliłem, czy też zwierzę zwróciło się w inne strony? Czy pantera nie oznajmiłaby się rykiem, gdyby była w pobliżu? Na Boga, tam rusza się coś przed pierwszym namiotem obozu! Spojrzałem bystrzej i poznałem, że to człowiek; jakaś postać kobieca przykucnęła pod namiotem. Kto to był? Czego tu chciała ta kobieta?
Nie było czasu do namysłu, gdyż w tej samej chwili poczułem w powietrzu ów szczególny zapach, wydzielany przez każde, żyjące na wolności, dzikie zwierzę. Ten zapach jednak rozpozna zdaleka tylko taki myśliwy, który dużo miał do czynienia z takiemi bestyami. Zwróciłem czemprędzej twarz na stronę i jednym rzutem oka dostrzegłem dwa ciała, sunące się bez szmeru po ziemi. Jedno, odwrócone ode mnie, posuwało się ku wystającemu kątowi trójkąta, a drugie skierowało się cicho ku mnie. Samiec prowadził więc z sobą samicę, a oboje podeszły aż ku mnie cicho,