Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Najpierw ustawisz konie wzdłuż obozu długim szeregiem, potem wielbłądy, a na końcu bydło i owce. Miejsce, na którem spoczną zwierzęta, musi tworzyć trójkąt. Jeden bok jego będzie przytykał do obozu, a dwa drugie utworzą kąt, odstający od obozu. W tych dwu bokach staną tylko owce, a reszta pójdzie do środka, bo jest cenniejsza. W samym środku trójkąta roznieci się wielkie ognisko, oświetlające cały trójkąt.
— Gdzie umieścimy dozorców?
— W środku między trzodami. Powinni się tak ustawić, żeby pan trzęsienia ziemi nie mógł się do nich dostać. Ja i ten emir natomiast położymy się z zewnątrz przed trzodami, każdy z nas na jednym boku trójkąta. Dozorcom powiedz, żeby nie strzelali pod żadnym warunkiem, chyba żeby się sami znaleźli w największem niebezpieczeństwie.
— Panie, twój plan jest dobry i mądry, jak plan wodza.
Oczywiście, że plan ten był bardzo korzystny dla niego i dla Beduinów. Z jednej strony osłaniały trzodę namioty, a z drugiej i trzeciej ja i Percy. Arabowie cieszyli się, że my dwaj postanowiliśmy wziąć na siebie całe niebezpieczeństwo.
Gdyśmy powrócili do obozu, staliśmy się przedmiotem zdumionych spojrzeń. Ci ludzie nie rozumieli wprost tego, żeby we dwu można było porwać się na lwa i panterę. Przechodząc obok Krumira, zauważyłem w jego oczach szydercze i złośliwe spojrzenie. Może spodziewał się, że abu ’l afrid lub areth uwolnią go od dwu niebezpiecznych wrogów.
Szejk chciał mnie zaprowadzić do swojego wielkiego namiotu, stojącego obok tego, w którym byłem u kobiet. Achmed es Sallah zatrzymał mnie po drodze.
— Sidi, czy chcesz rzeczywiście zabić nimra i pana z grubą głową? — spytał z niepokojem.
— Tak.
— O sidi, ja wiem, że w Algierze zabiłeś już jednego i drugiego, że kilku panów trzęsienia ziemi za-