Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy jesteś żoną? — zapytałem dziewczynę.
— Nie.
— Czy jesteś narzeczoną młodzieńca?
— Nie.
— To bądź dla mnie siostrą, jak ja dla ciebie bratem będę!
Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w czoło, przez co pozwoliłem sobie na coś więcej niż śmiałość. Gdyby mi się był nie udał mój zamiar, byłbym zgubiony. Odwiązałem pas, za którym przechowywałem rozmaite drobiazgi, przeznaczone na okolicznościowe podarunki.
Były to rozmaite tanie rzeczy, które w tamtych stronach mają wysoką wartość. Wyjąłem łańcuch na szyję z fałszywych korali i dwie szpilki do włosów. Łańcuch zawiesiłem jej na pięknej, pełnej szyi, a szpilki wetknąłem jej we włosy.
— Czy przyjmujesz to i będziesz moją siostrą? Powiedz „tak“, najmilszy kwiecie tego kraju!
Zapłonęła aż pod gorset, ja zaś nachyliłem ku niej ucho:
— Czy to ma do mnie należeć? — zapytała.
— Tak, to już twoje. Czy mogę być twoim bratem?
— Możesz! — szepnęła.
— To wdziej habayah i chodź za mną!
Teraz byłem już swego pewnym. Dotknąłem ustami jej czoła, a ona przyjęła podarunek.
— Czy powiesz mi, jak ci na imię? — poprosiłem.
— Nazywam się Dżumejla.
— Chodź ze mną, Dżumejlo! Gdzie mieszka szejk tego urdi[1].
— Tutaj.
— Tutaj? Czy to twój ojciec?

— Nie, to brat mego ojca, szejka Meszeerów Hadżeb el Aiun i Hamra Kamuda.

  1. Obozu.