Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale, co za gadanie! Sława takiego konia więcej warta, aniżeli ten brunatny chmyz!
„Tajemnica“ konia, to rzecz całkiem szczególna. Każdy Arab przyzwyczaja swego konia do pewnego znaku, na który zwierzę ze spotęgowaną chyżością pędzi, dopóki nie padnie. O tym znaku nie mówi Arab nikomu, nawet synowi, ani najlepszemu przyjacielowi, a używa go tylko wtedy, kiedy życie jego jest w niebezpieczeństwie, lub kiedy chodzi o zdobycie nagrody cenniejszej dlań, aniżeli zwierzę. Mój znak polegał na tem, że głośno wymawiałem słowo „ ri“ i lewą dłoń kładłem ogierowi pomiędzy uszyma. Doświadczyłem już nieraz, że wtedy trudno było jakiemukolwiek jeźdźcowi mnie doścignąć. Nie bałem się też klaczy szejka, ale nie chciałem zranić jego dumy. Ucieszyłem się przeto przerwą, jaka na razie odwróciła naszą uwagę od próby z końmi. Oto jeden z Arabów krzyknął głośno i wskazał ręką na północ, gdzie ujrzeliśmy kilkanaście punktów, zwiększających się szybko w miarę zbliżania się do nas. Byli to jeźdźcy szczepu, u którego bawiliśmy właśnie w gościnie. Zaledwie szejk to rozpoznał, dał znak, by jechać za nim i popędził z zawrotną niemal chyżością.
— Za nim, za nim! — zawołał do mnie Krüger-bej. — Doścignij go pan! To najpiękniejsza sposobność do pokazania przewagi ogiera nad klaczą!
Zrobiłem ręką ruch odmowny i zachowałem to samo tempo co drudzy. Zbliżających się do nas jeźdźców było około dwudziestu. Prowadzili w środku Araba, przywiązanego do konia sznurami z łyka palmowego. Dwu z nich podjechało szybciej do szejka i zatrzymali przed nim konie. Byli to jego synowie.
— Hamdullillah! — zawołał jeden z nich. — Dzięki Allahowi, który oddał nam w ręce największego rozbójnika i mordercę!
— Kto jest ten jeniec? — zapytał szejk.
— To Krumir Saadis. Allah inhal el kelb, niech Bóg zniszczy tego psa, jego i cały ferkah ed Dedmaka! On zastrzelił Abu Ramzę, walecznego wojownika i kilku