Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co to? Czyś oślepł? Trzymaj się trochę bokiem, bo się zderzymy!
Oglądnąwszy się, zobaczyłem łódź bardzo małą, a w niej jednego człowieka, ciemno ubranego. Przejeżdżaliśmy tak blizko niego, że mogłem ręką dosięgnąć jego łodzi. W chwili, kiedy on przechylił się daleko na bok, wydało mi się, że poznałem twarz muzułmanina. To tylko się nie zgadzało, że tamten miał burnus na sobie! Nieznajomy zawrócił prędko i zaczął z całych sił wiosłować za nami. To było bardzo podejrzane. Na co się zatrzymał, jak gdyby czekając na naszej drodze, a dlaczego potem przechylił się ku nam tak bardzo? Czyżby chciał zobaczyć, gdzie ja siedziałem? Wreszcie dopędził nas. Wciągnął prawe wiosło do łodzi, sięgnął po coś w dół, a potem podniósł rękę wymierzoną wprost na mnie. Ja rzuciłem się błyskawicznie na dno łodzi, a w tejże chwili huknął strzał, po którym zaraz drugi nastąpił.
— Holla, co to jest? — zawołał Turnerstick. — Tu strzelają!
— To muzułmanin — odrzekłem. — Przytrzymajmy go. Dał dwa strzały i niema już naboju.
Well! Postaramy się, żeby wogóle więcej nie mógł strzelać! Weźcie się z całej siły do wioseł!
Przez to, że rzuciłem się na dno i wypuściłem rzemień, wypadliśmy z kierunku jazdy i zrobiliśmy pół zwrotu. Sprawca zamachu zadał sobie nie mało trudu, ażeby umknąć. Nasz marynarz znieruchomiał i stracił mowę wskutek strzałów, lecz teraz zaczął wiosłować, jak gdyby szło o to, żeby uciec przed tajfunem. Ja także wytężyłem wszystkie siły i statek nasz pomknął za zbiegiem jak strzała. Nie mogłem go zobaczyć, ponieważ siedziałem obrócony plecyma, zauważyłem jednak, że Turnerstick nie sterował w prostym kierunku, lecz zakreślał łuk.
— Czy ten człowiek płynie w kółko — zapytałem — czy też z innego powodu okrążacie?
— Zaraz zobaczycie, usłyszycię i poczujecie ten po-