Strona:Karol May - Pod Siutem.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

więc pozwolisz, abym sam pomyślał o zapłacie i jej wysokości.
— Panie, masz twarde serce, a mowa twoja brzmi tak, jakby kto dwa kamienie tłukł o siebie. Chodźcie, poprowadzę was!
Poszedł naprzód, a my za nim. Szliśmy przez niewielką wieś i dostaliśmy się wkrótce do stóp stromego wzgórza, za którem ciągnie się pustynia aż do Morza Czerwonego. Tam leżało cmentarzysko z kopulastym grobowcem fakira. Przy jego stopniach klęczał jakiś człowiek na modlitewnym dywanie. Rysy jego twarzy były dziwnie szlachetne, a śnieżysta broda, sięgająca mu aż do pasa, budziła uczucie uszanowania.
Przewodnik stanął, aby się pokłonić głęboko temu patrjarsze i, skrzyżowawszy ręce na piersi, powiedział:
— Niech cię Allah błogosławi i zsyła ci łaskę i życie, o mukaddas[1]. Niech droga twoja prowadzi do raju!

Starzec podniósł się, przystąpił do

  1. Święty.
69