Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzy, jako zainteresowani, nie mieli prawa do postawienia wniosku. Wystąpienie Niedźwiedziego Serca spotkało się z ogólnym aplauzem. Pogromca niedźwiedzia stał jeszcze ciągle wyprostowany przy ognisku. Oczy jego błyszczały dumą i radością. Rzekł:
— Brat mój Niedźwiedzie Serce jest najsławniejszy ze sławnych; słowom jego zawdzięczam imię. Kiedy będziemy obchodzić święto nadania?
— Skoro tylko synowie Apaczów powrócą do swych wigwamów — odparł stary.
— Czy ten, który nie ma jeszcze imienia, ma prawo wyruszyć przeciw tym psom Komanczom?
— Nie.
— Chciałbym jednak wyruszyć do Meksyku wraz z przyjacielem mym Niedźwiedziem Sercem; niechaj mi więc jutro nadadzą imię.
— Takiego zwyczaju niema; lecz łapy niedźwiedzia należą do wodza Miksteków; jest naszym gościem — niechaj rozstrzygnie, kiedy będzie mieć imię dla ciebie.
Rzekł na to Bawole Czoło:
— Mój młody przyjaciel pokonał grizlego, niechaj się zwie Szoszseste, Pogromcą Grizly. Nadam mu jutro to imię i, jeżeli pozwoli brat mój Latąjący Koń, niechaj Pogromca Grizly jedzie z nami do Meksyku, aby zedrzeć skalpy z Komanczów, tak samo, jak zdarł skórę z niedźwiedzia.
Projekt znakomitego wodza był znowu zaszczytnem odznaczeniem dla młodego Apacza, przyjęto go też natychmiast.
Na tem zakończono narady, lecz długo jeszcze siedzieli razem mężowie i omawiali spokojnie a poważ-

62