Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nowie Apaczów wyruszą zaraz i ustawią się między pustynią Mapimi a miastem, zwanem Chihuahua, Komanczowie nie będą mogli pójść dalej i zginą pośrodku pustyni. Jeżeli wojownicy Apaczów mnie posłuchają, zdobędą wielką ilość skalpów i osiągną wielkie zwycięstwo.
Wypowiedziawszy te słowa, usiadł.
Zebrani pogrążyli się w głębokiem milczeniu, które trwało dosyć długo. Wreszcie Latający Koń rzekł:
— Dobrze brzmią słowa naszego brata. Nowy wódz Juarez należy do rasy czerwonych, jest nam tedy milszy od białych twarzy. Synowie Apaczów nie pozwolą na to, aby ich wypędzili tchórzliwi Komanczowie. Latający Koń prosi, by pozostali dwaj wodzowie głos zabrali.
Wstał Niedźwiedzie Serce i rzekł:
— Oto stoi przed nami brat mój, Bawole Czoło. Sławny to wojownik, nie ulęknie się żadnego wroga; w ustach jego mieszkają tylko słowa prawdy. Nigdy nie powie i nie zażąda niczego, coby szkodę przynieść mogło synom i córkom Apaczów. Zabijałem z nim razem Komanczów i jeszcze niejednego z nich u boku Bawolego Czoła oskalpuję. Komanczowie są już w drodze, nie można więc tracić czasu. Zebrały się trzy szczepy Apaczów, aby zrobić mięso na zimę. Jestem przywódcą walecznych Apaczów szczepu Jicarilla; wyruszę natychmiast ze swoimi ludźmi, jeżeli pozostałe dwa szczepy przyrzekną, że, przygotowawszy dla nas zapas mięsa na zimę, pośpieszą za nami.
Trzeci wódz, syn starego, zabrał głos i rzekł:
— Brat mój, Niedźwiedzie Serce, powiedział prawdę. Wojownicy Apaczów nie mogą stracić ani chwili czasu.

59