Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A obok flaszka, pełna oliwy.
— Zapalmy prędko latarnię i do środka!
Piorunowy Grot zapalił latarnię i szybko podążył przodem, nie troszcząc się wcale o to, czy ktoś za nim idzie, czy nie. Wszyscy trzej: Sternau, Bawole Czoło i Niedźwiedzie Serce skoczyli w jego ślady.
Przebyli długi korytarz; wreszcie stanęli przed jakiemiś drzwiami. Sternau oświetlił plan latarką i przyglądał mu się bacznie.
— Drzwi nie zaznaczono w planie — rzekł. — Czy jest w nich zamek?
— Nie, — odparł Piorunowy Grot — lecz trzymają mocno.
— W takim razie zboku, czy też wewnątrz znajdzie się rygiel, albo też drzwi mają jakiś tajemny mechanizm. Nie możemy tracić czasu na badanie. Sztyletami wydrążcie kilka otworów między murem a drzwiami. Mur jest miękki; składa się z cegieł Przyniosę dynamit.
Przystąpili natychmiast do pracy; gdy Sternau wrócił, wszystko było gotowe. Otwory napełniono i zaopatrzono w lonty — sznury, natarte dynamitem. Zapaliwszy je, towarzysze pośpieszyli ku wyjściu.
Po krótkiej chwili usłyszeli kilka następujących po sobie wybuchów; już mieli znowu udać się do wnętrza, gdy stanął przed nimi Pogromca Grizly. Po szybkim jego oddechu poznać było, że śpieszył z nowiną wielkiej wagi.
— Co nam przynosi mój brat? — zapytał Niedźwiedzie Serce.
— Te psy Komancze mijają już las, przez który jechaliśmy wczoraj.

99