Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  273  —

— Jak umykają bez mięsa i mąki! Nawet talerza zupy nie mogli zjeść. Prawda, że mam słuszność, stary szopie, Holbersie?
— Hm! Oni nie myśleli tylko o zupie! Byliby tu dziś uczynili to samo, co wczoraj rowdies. To wielkie szczęście kowala, że nie odjechaliśmy jeszcze, lecz zostaliśmy tutaj na dzisiaj!
— Szczęście, czy nie, to wszystko jedno, skoro trampi nie mieli przytem szczęścia!
Winnetou wybiegł szybko do koni, a w chwilę potem podążył już za trampami. Uczynił to w tym celu, żeby oni widzieli, że ich śledzi. Należało się spodziewać, że wskutek tego nie zawrócą do kowala, ani też na nas nie będą czyhali. Gdy Apacz może po dwu godzinach wrócił, potwierdził nasze nadzieje w tym względzie, przynajmniej co do najbliższej przyszłości.
Nie groziło nam narazie żadne niebezpieczeństwo, trzymać się razem dla obrony nie musieliśmy, dlatego odjechali Szako Matto i Apanaczka, aby upolować trochę zwierzyny. Winnetou pozostał w domu, by zająć się moją raną.
Kowal i jego synowie zajęci byli w kuźni koło naszych koni. Zdążaliśmy w Góry Skaliste, trzeba więc było uzbroić odpowiednio konie na tę uciążliwą drogę. Nasze oba karosze dostawały zawsze w razie potrzeby podkowy, które wraz z narzędziami, potrzebnemi do przyśrubowania, woziliśmy z sobą w torbie przy siodle. Mieliśmy także podkowy z odwróconymi ocelami na wypadek, gdyby się okazała potrzeba zmylenia pościgu. Wieczorem dostałem gorączki, co prawda nico łagodniejszej, niż poprzednio. Spałem mimoto całą noc nieźle. Rano zbadał Winnetou ranę i rzekł z zadowoleniem:
— Silna natura mego brata i działanie ziół przeszły moje oczekiwania. Twój Hatatitla ma miękki chód, ty umiesz znakomicie jeździć, możemy więc puścić się w drogę bez obawy, żeby ci to zaszkodziło. Gdzie będzie teren trudniejszy, tam będziemy częściej odpoczywali.