Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  268  —

rozwalić, nie uczynię tego jednak, bo nie może się bronić. Wystarczy mu to, co dostał!
Istotnie Spencer miał dość. Nie był ogłuszony, ani zabity, ale wyglądał, jakby władzę w członkach utracił. Dopiero po upływie dłuższego czasu odzyskał zdolność do ruchów. Podniósł się zwolna na jednej ręce, bo druga była słaba.
— Prze... klę... — wyjąkał, nie mogąc więcej nad te dwie zgłoski przecisnąć przez zęby. Oczy krwią mu nabiegły, a w twarzy przebijał się wyraz zwierzęcej wściekłości.
— Strzaskałem mu łopatkę — rzekł zwycięzca. — Może od tego nie zginie, ale przynajmniej nie będzie mógł w przyszłości znęcać się nad spokojnymi ludźmi. Odwiążcie mi młot!
Rowdy stał już prosto, lecz chwiał się w różne strony. Zdawało się, że siły zupełnie go opuściły, a wróciła mu tylko mowa, bo zaczął tak przeklinać, że przyłożyłem mu rewolwer do głowy, mówiąc:
— Milcz, bo kulę ci w łeb wpakuję!
Spojrzał mi w twarz ze śmiechem, splunął przede mnie i pochwiał się do swych towarzyszy, gdzie obsunął się na ziemię. Hammerdull związał go bez najmniejszego oporu z jego strony.
Fiat iustitia! — rzekł Treskow. — Spotkała go zasłużona kara, chociaż nie śmierć. Co z nim teraz zrobimy? Czy należy go opatrzyć?
Spojrzał przy tem na Winnetou, który jednak odpowiedział oschle:
— Wódz Apaczów go nie dotknie!
— Odemnie także nie może spodziewać się pomocy — oświadczyłem ja.
Well! Niechaj sobie sam szuka lekarza do swego grzbietu!
Wtem dostrzegliśmy wyjeżdżających z lasu czterech ludzi, jednego młodego i trzech starszych. Na ich widok rzekł kowal:
— Oto wraca mój drugi syn, który wyszedł był