Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  238  —

Mogą zboczyć z powodu jakiejś nieprzewidzianej okoliczności.
— A powtóre?
— Powtóre byliby bardzo głupi, gdyby przypuścili, że pojedziemy prosto do bonancy, której musielibyśmy raczej unikać, gdyby rzeczywiście istniała.
— O, te draby istotnie są za głupie na to, żeby mogły sobie to pomyśleć.
— Jakąż tedy korzyść mybyśmy odnieśli z pozostawienia im podobnej kartki? Wszak nie byłoby nas przytem, gdyby ją znaleźli.
— Obecność nasza zbyteczna. Ja wyobrażam sobie już teraz dokładnie ich miny, jakie zrobią po przeczytaniu kartki.
— Cóż będzie na niej napisane?
— Nad tem się naradzimy. Treść musi być taka, żeby popękali ze złości!
Tak się zapalił do tej, w każdym razie dziecinnej, idei i tak długo mię prosił, że, wyrwawszy kartkę z notatki, dałem mu ją razem z ołówkiem. Teraz zaczęto się zastanawiać nad tem, co napisać. Proszono mnie, żebym ja ułożył to pismo, lecz ja usunąłem się od współpracownictwa. Ponieważ Treskow i trzej wodzowie poszli za moim przykładem, przeto musieli się podjąć tego literackiego zadania tylko Hammerdull i Holbers. Drugi z nich zauważył:
— Ja nie umiem dobrze pisać. Ty musisz to zrobić.
— Hm! — mruknął gruby. — Ja uczyłem się pisać swego czasu, ale teraz już nie potrafię przeczytać tego, co sam napiszę.
— Jakże teraz wybrniemy z tego kłopotu? Skoro ci panowie nie chcą obmyśleć treści listu, to może przynajmniej któryś z nich będzie łaskaw przenieść ją na papier?
Po kilku pytaniach i prośbach zgodził się na to Treskow.
Well! Teraz możemy się zabrać do pracy! — rzekł Hammerdull. — Zaczynaj, Picie!