Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  314  —

wiedzą aż nadto dobrze, że bez tych trzód nie mogliby żyć, dlatego zdobywają tylko tyle mięsa, ile potrzebują. Jeśli buffalo wyginął, to winę tego ponoszą wyłącznie biali, którzy zbierali się nieraz w całe towarzystwa, wynajmowali pociągi kolejowe i zatrzymywali się tam, gdzie spotykali na preryi trzodę bawołów. Z pociągu strzelali potem do zwierząt z czystej chęci mordowania, dopóki nie nasycili się strzelaniną. Czy trafione bawoły naprawdę ginęły, czy tylko ranne były, oto wcale nie pytano. Postrzelone ofiary wlokły się dalej i padały, by stać się pastwą żarłoczności sępów i wilków. Tak wystrzeliwano tysiącami lub raniono śmiertelnie bawoły, a miliony cetnarów mięsa gniły, nie przynosząc człowiekowi najmniejszego pożytku. Ja sam bywałem w miejscach, w których dopuszczano się takich mordów masowych, widywałem stosy bielących się kości. Nawet skór i rogów nie zabierano.
Na widok pól, zasłanych trupami bawołów, ogarniał żal i złość serce prawdziwego westmana, a co o tem myśleli i mówili Indyanie, to sobie nie trudno wyobrazić. Podejrzywali oczywiście, że rząd nietylko cierpi, lecz nawet popiera te nikczemne rzezie, ażeby przyspieszyć zgubę rasy czerwonej zapomocą wygłodzenia. A jeśli czerwony próbował opierać się tej bydlęcej strzelaninie, walono weń tak samo bezwzględnie, jak w bawoły.
Gdzie podziały się bizony, gdzie dumni, rycerscy czerwoni i biali strzelcy? Twierdzę, że niema już ani jednego z tych westmanów, o których czynach opowiadano sobie przy ogniskach obozowych. Kości ich rozprószone, a gdzie teraz pług lub motyka wydobędzie z ziemi zwietrzałą czaszkę, tam odbył się pewnie skrytobójczy napad, lub rozegrała się rozpaczliwa walka, w której jak wszędzie na przesiąkniętym krwią Zachodzie bezlitosna siła gnębiła istotne prawo.
Jechaliśmy już z godzinę, niezbyt wolno, a jednak nie dotarliśmy byli jeszcze do końca Kui-erant-yuaw, kiedy Winnetou zatrzymał konia i rzekł: