Holbers zabierał się już do wykonania mego rozkazu, ale szlachetny Winnetou powstrzymał go, mówiąc:
— Nie czyń tego! On nie może mnie obrazić. Dni jego skąpo policzone. Stoi on o wiele bliżej tego dołu, który go pochłonie, aniżeli sam przypuszcza. Umierającego nie należy dręczyć!
— No! — roześmiał się starzec szyderczo. — Teraz nawet czerwony zaczyna kazanie! Gdyby ten dół teraz otworzył się tu przede mną, to kpiłbym sobie z tego. Życie jest niczem i śmierć taksamo, a wasze życie za grobem to oszustwo, wymyślone przez klechów dla dzieci i starych bab. Przypomnijcie sobie, co już wam raz o tem powiedziałem: Wkulałem w życie, nie zapytany o to, czy sobie tego życzę, niech więc mnie dyabeł porwie, jeśli wylatując z życia, zapytam kogoś o pozwolenie. Do tego nie potrzebuję ani religii, ani Boga!
Na te słowa zdjęła mię zgroza, jak wówczas, kiedy je pierwszy raz z ust jego usłyszałem. Czyż mogło takie bluźnierstwo nie spotkać się z należytą karą? Odwróciwszy się od strasznego starca, przystąpiłem do Hammerdulla, żeby go zawiadomić w tajemnicy przed jeńcami, że ma ze mną pojechać do Wara-tu. Wierny towarzysz bardzo się tem ucieszył, gdyż uważał moje wezwanie za dowód zaufania.
Gdy opuszczaliśmy obóz, stało już słońce nizko nad widnokręgiem. Noc się zbliżała, ale nam to nie przeszkadzało, bo prawdziwy westman nie robi różnicy pomiędzy dniem a nocą. Nawet gdy księżyc nie świeci, drogowskazem niezawodnym są mu gwiazdy, te światła niebieskie, niezmierzonej objętości ciała, wobec których ziemia nasza pyłkiem jest drobniuchnym. One człowieka prowadzą po bezdrożnych okolicach wśród ciemnych nocy. One wzrok umierającego skierowują ku niebu i na wielkie, pełne trwogi, pytanie o życie pozagrobowe odpowiadają uspokajająco i pocieszająco.
Słońce zapadło, zorza wieczorna zgasła, ostatnie
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/44
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 32 —