miało tylko więcej krzaków i trawy, a położone było tak głęboko, że woda deszczowa mogła przetrwać w niem przez cały rok i nie wyparować nawet w porze gorącej. Winnetou umyślnie zaprowadził nas na to miejsce, gdzie teraz obozowaliśmy, bo leżało na drodze z lasku do Wara-tu. Chciał widocznie po powrocie przypatrzeć się choć z daleka „Wodzie deszczowej“.
Noc minęła, zaszarzał świt, wreszcie i poranek nastał jasny, a ja ciągle jeszcze nie budziłem towarzyszy, chcąc, żeby należycie odpoczęli, bo sił było nam bardzo potrzeba. Gdy potem sami wstali, zjedliśmy śniadanie, ale jeńcom nie daliśmy nic w przekonaniu,
że kilkudniowa kuracya głodowa nie zaszkodzi takim ludziom. Ja bardzo często znosiłem głód, chociaż nie godziłem na niczyje życie. Cały dzień ten zeszedł nam znowu na śnie i czuwaniu. Przed wieczorem, jak się tego spodziewałem, wrócił Winnetou. Był w drodze prawie dwadzieścia godzin, nie spał ani chwili, mimo to wyglądał tak świeżo i żwawo, jak gdyby się wyspał i wypoczął tak samo, jak my. Także koń, na którym jechał, nie okazywał zmęczenia. Z zadowoleniem i dumą patrzył nań właściciel jego, wódz Osagów. Ja postanowiłem dumę jego zamienić we wściekłość. Wedle prawa sawanny należy pojmany ze wszystkiem, co ma przy sobie, do zwycięzcy. Wszyscy potrzebowaliśmy dobrych koni, a tylko ja i Winnetou mieliśmy znakomite. Klacz Hammerdulla była wprawdzie brzydka, ale za to silna i wytrwała, on zaś byłby z nią się nie rozstał pod żadnym warunkiem. Wierzchowiec Treskowa był ze wszystkich, którymi rozporządzaliśmy, najlepszy, ale już w tej krótkiej podróży naszej okazał się niezbyt pewnym. To samo było z koniem Pitta Holbersa. Do owego dnia nie było wprawdzie powodu do narzekania, ale gdyby kiedy, czego niepodobna uniknąć, zaszedł wypadek, w którym by osiągnięcie ważnego celu lub nawet ocalenie życia własnego zależało od szybkości naszych koni, to te dwa niezdolnością swoją
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/40
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 28 —