Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  25  —

ognisko, a ja mam wielką ochotę nasypać wam rozżarzonych węgli na waszą starą perukę. Zrobię to bez wielkich próśb z waszej strony. Możecie mi wierzyć!
— Do tego nie dopuściłby pobożny Shatterhand! — roześmiał się stary kowboy.
— Czyby dopuścił, czy nie, to wszystko jedno. Gdy wczoraj miarka wasza nie była jeszcze pełna, to dziś już się przebrała. Jeśli wam się zdaje, że poprawicie swoje położenie zuchwalstwem, to się grubo mylicie. Dowiodę wam tego zaraz, jeśli jeszcze jedno słowo powiecie, które mi się nie będzie podobało.
— Naprawdę? To pozwólcie mi przynajmniej zapytać, jakiem prawem uważacie nas za jeńców i jak z takimi się obchodzicie!
— Nie pytajcie tak głupio, stary grzeszniku! Old Shatterhand i Winnetou leżeli w lasku za wami i słyszeli każde słowo wasze. Wiemy całkiem dokładnie, jakie mieliście względem nas zamiary. Istnieją więc dostateczne powody tego, żeby uczynić was nieszkodliwymi.
Ta groźba przytłumiła bezczelność starego Wabble’a. Skorośmy się dowiedzieli, że oni chcieli nas pojmać, a potem zabić, to nawet jego zuchwalstwo nie mogło przeważyć szali strachu przed naszą zemstą. Przebaczyłem mu wprawdzie, gdy urządził zamach morderczy na mnie, może i obecnie byłbym się okazał skłonnym do przebaczenia, gdyby tylko o mnie chodziło, ale plan dzisiejszy zwracał się przeciwko nam wszystkim, należało więc nauczyć kowboya, że szyderstwem nic nie osiągnie. On przestał mówić, wobec tego także Dick Hammerdull musiał zamilknąć.
Wtem zaszło coś, co mi ponownie dowiodło, jak pokrewny był duch mój z duchem Winnetou, jak cudownie zgadzały się z sobą nasze myśli. Zaraz po wyjeździe z lasku przyszła mi na myśl farma Fennera i inne, na które planowano napad. Właściciele ich nic nie przeczuwali. Wprawdzie dzięki ujęciu wodza Osagów mogliśmy być pewni, że wykonanie jego zamiarów