Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  8  —

kogoś. Musimy oczywiście zbadać jego przeznaczenie.
— Czy pojedziemy tam?
— Tak.
— To jazda!
Zamierzał już puścić w ruch swoją klacz, lecz ja pochwyciłem jego cugle i upomniałem go:
— Czy chcecie wystawić na szwank swoją skórę? Ta włócznia oznacza prawdopodobnie, że tam siedzą Osagowie i czekają lub czekali na kogoś, bo ten jeździec, którego ślady tu widać, pojechał do nich, a przedtem szukał włóczni oczyma. Jeżeli podążymy wprost jego tropem, to nas zobaczy. Zapewne przyznacie mi słuszność, mr. Hammerdull?
— Hm! Czy przyznam, czy nie, to wszystko jedno, ale mówicie prawdę, mr. Shatterhand. Czy myślicie, że nas jeszcze nie widzieli?
— Tak sądzę. Nic odbijamy ani trochę od krzaków, w których stoimy, nikt więc nie mógł nas zauważyć. Jedźmy dalej! Widzicie, że Winnetou już opuścił to miejsce.
Apacz, człowiek czynu jak zawsze, nie troszcząc się o naszą rozmowę, skierował się był ostrożnie na północ. My ruszyliśmy za nim, a gdy straciliśmy lasek z oczu, zwróciliśmy się na zachód, żeby się dostać do potoku. Znalazłszy się nad jego brzegiem, mogliśmy, jadąc w górę jego biegu, pod osłoną zarośli zbliżyć się do lasku od północy. Tu Winnetou zsiadł z konia, dał mi potrzymać swoją strzelbę i powiedział:
— Moi bracia zaczekają tutaj, dopóki ja nie wrócę. Chcę zbadać, co tam jest pod tem drzewem z włócznią.
Zamierzał więc pójść do lasku na zwiady i wlazł w zarośla, ażeby przystąpić do wykonania tego trudnego zadania. Obowiązki tego rodzaju brał on najchętniej na siebie. My nie sprzeciwialiśmy mu się zwykle, gdyż w podchodzeniu nieprzyjaciela nikt mu dorównać nie mógł. My, zsiadłszy z koni, zapędziliśmy je w zarośla aż do potoku, żeby się napiły wody i usiedliśmy