Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  134  —

nigdy przedtem, lecz teraz odrazu powiedział, że to Kolma Puszi. Mnie nawet przez myśl nie przeszło wątpić o prawdziwości tych słów, ktokolwiek bowiem słyszał kiedy o tym Indyaninie, a potem go zobaczył, musiał poznać na pierwszy rzut oka, że to on, a nie kto inny.
Nie uważaliśmy za potrzebne podsłuchiwać go dłużej, a ponieważ nie chcieliśmy zbyt długo zatrzymywać towarzyszy, przeto podnieśliśmy się z ziemi, umyślnie wywołując szelest. Szybko, jak błyskawica, pochwycił Kolma Puszi swoją strzelbę, zwrócił ku nam wylot luf, zgrzytnął kurkami i zawołał:
— Uff! Dwaj ludzie! Co za jedni?
Słowa te padły również prędko, jak rozkaz wodza w niebezpiecznej chwili. Winnetou chciał już odpowiedzieć, kiedy usposobienie obcego zmieniło się nagle. Spuścił strzelbę, trzymając ją jedną ręką za lufę, a drugą wyciągnął jakby na powitanie i zawołał:
— Inczu-czuna! Inczu-czuna, wódz Apa... Nie, to nie Inczu-czuna. To może być tylko syn jego Winnetou, o wiele większy i słynniejszy syn jego!
— Ty znałeś ojca mego, Inczu-czunę? — spytał Winnetou, wchodząc ze mną przez wyrwę.
Zdawało się, że Kolma Puszi namyśla się, czy zaprzeczyć, czy potwierdzić pytanie, ponieważ jednak zaprzeczyć już nie mógł, przeto odrzekł:
— Znałem go. Widziałem go raz, a może dwa razy. Ty jesteś jego odbiciem.
Głos jego brzmiał miękko, a jednak silnie i stanowczo.
— Tak, jestem Winnetou. Poznałeś mnie. A ciebie nazywają Kolma Puszi?
— Winnetou mnie zna?
— Nie. Nie widziałem ciebie nigdy, lecz domyślam się, że to ty jesteś, o którym tylko dobrze mówią. Kolma Puszi pozwoli, żebyśmy obok niego usiedli?
Wymieniony zwrócił wzrok i na mnie, a oblókłszy mnie badawcze m spojrzeniem, odpowiedział: