Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  123  —

ciebie zażądam, zostaniesz pod moją opieką, w przeciwnym razie nie. Spotkaliście dzisiaj białego człowieka z czerwoną skwawą?
— Spotkaliśmy.
— Ten biały powiedział wam, że my znajdujemy się tutaj, a z nami Szako Matto?
— Tak jest.
— Za tę przysługę zażądał od was wydania Apanaczki, który tu siedzi obok ciebie?
— Tak.
— Co chciał z Apanaczką uczynić?
— Nie wiem. Nie pytałem go o to, gdyż ten czerwony wojownik jest mi zupełnie obojętny.
— Gdzie jest teraz ów biały?
— Tego nie wiem.
— Nie okłamuj mnie! On chciał dostać w swe ręce Apanaczkę, a ty miałeś mu go sprowadzić, musisz zatem wiedzieć, gdzie on teraz przebywa. Jeśli jeszcze jedno kłamstwo powiesz, wydam cię Szako Macie, który jest twoim wrogiem śmiertelnym. Wyjaw zatem, gdzie znajduje się biały!
Groźba nie chybiła celu, bo Szeyenn odpowiedział:
— Jest z moimi wojownikami.
— Ale bez skwawy?
— Ona jest tam, gdzie zostawiliśmy konie.
Teraz zabrał głos Winnetou.
— Bywałem często u Szeyennów, ale nigdy nie widziałem tam Wicz Panaki. Jak mam to sobie wytłumaczyć?
— My należymy do szczepu Szeyennów Nukweint, u których wódz Apaczów nie był jeszcze.
Winnetou milczał teraz, wobec tego ja przedłożyłem Szeyennowi następujące pytanie:
— Widzę, że porwaliście za tomahawki. Przeciw komu wymierzona jest wasza wyprawa?
Zawahał się z odpowiedzią, lecz na groźny mój ruch, którym wskazałem na Szako Mattę, przyznał się: