Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  119  —

Szeyennów, lecz mu nie wiadomo o Wicz Panace. Od kiedyż to on jest wodzem?
— Na to odpowiada on tylko wówczas, gdy mu się podoba!
— A teraz mu się podoba?
— Nie.
— Dlaczego? Czy wstydzi się swego imienia? Poco Szeyennowie przyszli do tego domu z okrzykiem wojennym?
— Po Szako Mattę, wodza Osagów.
— Uff! A skąd wiedzą, że on jest tutaj?
— Nie potrzebują tego nikomu wyjawiać.
— Uff, uff! Szeyennowie potrafią tylko ryczeć, ale nie mówić. Winnetou przyzwyczajony jest otrzymywać odpowiedzi na swe pytania. Jeśli mu nie odpowiecie, wejdzie do domu i zaczeka spokojnie na dalsze wypadki.
— Zdobędziemy dom szturmem.
— Spróbujcie! My mamy strzelby.
— Spalimy go!
— Uważajcie, żeby wam nie było przy tem za gorąco.
— Żądamy wydania Osagi Szako Matty. Gdy go dostaniemy, odejdziemy.
— Lepiej zrobią Szeyennowie, jeśli opuszczą nas zaraz, nie czekając na wydanie wodza Osagów.
— Nie oddalimy się, dopóki nie będziemy go mieli w swych rękach. Wiemy, że w tym domu znajduje się Old Shatterhand, Winnetou i młody wojownik Apanaczka. Tego ostatniego również musicie nam wydać.
— Czy chcecie zabić Szako Mattę?
— Tak.
— I Apanaczkę?
— Jemu nic się nie stanie. Jest tu między nami ktoś, kto pragnie z nim się rozmówić. Potem będzie mógł odejść, dokąd mu się spodoba.
— Nie wyjdzie ani on, ani Szako Matto.