Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  412  —

— To znają mnie długi Tom i Letrier. Oni bardziej są przywiązani do mnie, aniżeli do okrutnej pantery, która nazywała się „miss admirał“.
— Jean Letrier? Gdzie on?
— Tu na statku. Przybył ze mną i rozmawia teraz na górze z Tomem, by mu powiedzieć, że rzeczywiście tu jestem obecny.
— To nie pomoże ani tobie, ani jemu — szepnęła z zawziętością. — „L’ horrible“ jest okrętem korsarskim, a ja jego kapitanem. Kto bez mego pozwolenia przestąpi jego poręcze, odpokutuje to śmiercią.
Wyrwała rewolwer z za pasa i wymierzyła do Sandersa. On zaś błyskawicznie wytrącił jej broń, a potem pochwycił ją za ramiona i przycisnął jej gibką postać do ściany.
— Posłuchaj — rzekł do niej groźnie — co ci powiem. Za dawniejsze twe przewinienia względem mnie policzę się z tobą później. Byłbym cię nawet mimo wszystko zostawił na stanowisku drugiego oficera. Ty jednak chciałaś mej śmierci i życie moje byłoby w niebezpieczeństwie, gdybym ci był ufał. Ja jestem kapitanem okrętu, a ty... ty zaraz będziesz nieszkodliwa!
Strasznem uderzeniem pięści ugodził ją w głowę. Ona, jak piorunem rażona, padła bez życia na podłogę. Sanders związał ją tymi samymi sznurami, na których wniesiono kufer, i udał się na górę.
Dzień już był jasny, można więc było położenie okrętu ogarnąć jednem spojrzeniem. Wszyscy ludzie, zgromadziwszy się na pokładzie, utworzyli krąg dokoła Toma i Letriera, którzy opowiadali im coś widocznie.Wtem wzrok tego drugiego padł na Sandersa. Wierny towarzysz wywinął czapką w powietrzu i krzyknął:
— Oto on, ludzie! Wiwat „czarny kapitan“!
Kapelusze wyleciały w powietrze i ze wszystkich piersi wyrwał się ten sam okrzyk.
Sanders skinął im łaskawie głową i wszedł dumnym krokiem w środek koła. W krótkim czasie złożyli mu wszyscy przysięgę i otrzymali wysoko odmierzony