Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  371  —

— Biali mężowie są słabi, jak szczenięta kujotów; nie zdołają rozerwać więzów!
— Co ten drab mówi? — zapytał towarzyszy Piotr Polter, który nie rozumiał języka dzikich.
Nie dostał odpowiedzi.
— Biali ludzie nie są myśliwcami. Nie widzą nic, nie słyszą i nie mają rozumu. Czerwony mąż ich zobaczył, gdy szli za nim. Przeprawił się przez wodę, ażeby ich zwieść, a potem wrócił. Biali nie nauczyli się chytrości i leżą, jak ropuchy, które się kijem rozbija.
Mille tonnere, czy powiecie mi nareszcie, co ten drab pyskuje, he? — krzyknął sternik, daremnie usiłując rozerwać krępujące go więzy.
Zagadnięci dalej milczeli.
— Biali ludzie są tchórzliwi, jak myszy. Boją się nawet mówić z czerwonym mężem. Wstydzą się, że leżą przed nim, jak...
— Do kroćset piorunów, pytam się, co on mówi, łajdaki! — ryknął Piotr, rozwścieczony z powodu ich milczenia raczej, aniżeli wskutek położenia, w jakie przez nieostrożność popadli.
— Czy on co mówi, czy nie, to wszystko jedno — rzekł Hammerdull — ale ciebie nazywa głupią i tchórzliwą ropuchą za to, że byłeś tak nieostrożny i dałeś mu się pochwycić.
— Głupią... tchórzliwą... ropuchą mię nazywa? I to tylko mnie? Czy was nie złapał także? Czekaj, hultaju, poznasz ty Piotra Poltera! Mnie samego przezywał, hahaha! Zaczekaj, pokażę ja ci, że ja jeden nie potrzebuję ciebie się obawiać!
Skurczył powoli napowrót żylaste członki. Indyanie odeszli na bok, by się pocichu naradzić i nie zauważyli tego ruchu.
— Raz, dwa, trzy! Do widzenia Hammerdullu, do widzenia Holbersie! A nadpłyńcie tam wkrótce za mną!
Ufność we własne siły nie zawiodła go w tym nadludzkim wysiłku. Rzemienie pękły, on poderwał się, poskoczył do konia, wsiadł nań i popędził.