Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  85  —

— Tak. Chwilowo nie mamy ciężko chorego pacyenta.
— To zejdźcie ze mną na dół!
Zeszli razem po schodach i udali się na miejsce, gdzie czekał Edward. Old Shatterhand dał mu wskazówki, jak się ma zachować, poczem wszyscy udali się na parter, gdzie mieszkał Werner. Było to właśnie o północy.
Przeszli przez dziedziniec, a potem przez sień do kuchni, gdzie w swoim czasie podsłuchiwał Edward z Anittą. Kuchnia była dziś także pusta. W izbie siedział Werner z żoną i Whitem.
— Sennorze, — były słowa doktora — właśnie bije dwunasta. Sześć miesięcy upłynęło, a Edwarda dotychczas niema. Przypominam wam wasze słowo i spodziewam się, że go dotrzymacie.
— Dotrzymam! — odrzekł Werner — Daję też moje przyzwolenie, jeśli mi udowodnicie, że jesteście istotnie taki zamożny, jak twierdziliście zawsze.
— Oczywiście, że przygotowałem się do tego dowodu. Oto moje papiery! Sumy, tu zapisane, zdeponowałem w banku. Czy wam wystarczą?
Dał się słyszeć szelest papierów, poczem Werner zawołał:
— Sennorze White, tego jest o wiele więcej, niźli się spodziewałem. Z was straszny bogacz!
— Mógłbym wam dowieść, że znacznie więcej posiadam, ale poprzestanę na tym dowodzie. Żebyście zaś poznali, jak troskliwego męża dostanie Anitta, pokażę wam klejnot, który daruję jej już przy zaręczynach. To są same drogie kamienie.
Słychać było otwieranie pudełka, a potem zabrzmiały okrzyki zdumienia i podziwu Wernera. Wtem przystąpił Groman do odchylonych nieco drzwi od kuchni i zaglądnął do pokoju. Zaledwie tam rzucił okiem, cofnął się i szepnął do Old Shatterhanda:
— Słuchajcie! Teraz już jestem swego pewny. Te klejnoty skradziono mr. Clevelandowi. Należały do jego