Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  79  —

— Bo nie dostaniecie dziewczyny i pieniądze stracicie!
— Jakto?
— Zaraz się dowiecie.
W następnej chwili huknął strzał, a Edward runął na ziemię i nie ruszył się już więcej. White podniósł go, zabrał trochę na bok od drogi i tam położył. Chciał go tam na razie zostawić, by go potem gdzieś w nocy zagrzebać, a teraz tylko wypróżnić jego kieszenie. Właśnie w chwili, gdy się zabrał do tego, posłyszał odgłos kroków, zbliżających się szybko. Pomknął tedy w bok, ażeby go nadchodzący nie zauważył. O pieniądze się nie troszczył, bo zabity leżał tak, że mógł mu je także później zabrać. Nie poszedł jednak do swego mieszkania, ale wprost do Wernera, ażeby dokładnie o dwunastej godzinie w nocy przedstawić swoje żądania.
Opowiadający znowu się wstrzymał, ażeby zapytać swoich słuchaczy:
— No, panowie, czy teraz jest ta historya więcej zajmująca, niż przedtem?
— O wiele, o wile więcej! — odpowiedziano. — Ale co się dzieje z Old Shatterhandem?
— Już jest.
— Na dworcu?
— Nie, znacznie bliżej!
— Gdzie?
— Na drodze do misyi. Jego to kroki posłyszał White.
— A, tak!
Tak. Gdy bowiem Old Shatterhand wyszedł z dworca, zaczął wzrokiem szukać swego młodego towarzysza podróży. Ujrzawszy go stojącego z Whitem, stropił się niemało. Pewnie tego drugiego znał, może go gdzie widział. Myślał i myślał, aż wreszcie sobie przypomniał. Człowiekiem, który rozmawiał z Edwardem, był Kanada Bill! Lecz tymczasem obydwu już nie było. Old Shatterhand pośpieszył za nimi, lecz nie