Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  31  —

przeciskał się przez zarośla. Nieraz już w życiu drasnąłem czerwoną skórę i wiedziałem, że nie powinienem pozwolić mu umknąć, jeśli miałem nie wystawić na szwank naszego życia. Nie można było wahać się długo w tem położeniu. Dobyłem noża, on odwrócił się ku mnie, odkrył przez to swoją pierś, a równocześnie utkwił mój nóż w jego sercu.
Żałowałem biednego chłopca, bo zginął bez walki na pierwszej ścieżce wojennej. Ale prerya, to pani sroga i nieubłagana, nie znająca innych względów prócz własnych. Trafiłem go tak dobrze, iż nie mógł wydać głosu z siebie. Zostawiłem go na tem samem miejscu zabrawszy wiązkę, pośpieszyłem do Lincolna.
— Czy macie trochę czasu, sir? — spytałem.
— Na co?
— Żeby zanieść Indyanina do wody. Spotkałem go niedaleko stąd na zwiadach i pchnąłem nożem.
W milczeniu pochwycił Lincoln strzelbę i pobiegł za mną, a przyszedłszy do trupa, schylił się nad nim.
— Timie Kroner, macie wspaniałe pchnięcie. Gdybyście byli tego szpiega nie zabili, bylibyśmy zgubieni. Widzę teraz, żeście się już stali całkowitym mężczyzną. Macie moją rękę. Od dziś mówimy sobie „ty“!
— Zgoda! Za ten zaszczyt nie dbam nawet o Kanada-Billa. Ale co teraz?
— Co teraz? Wyjaw swoje zdanie, Timie. Chciałbym wiedzieć, czy trafisz w sedno.
— Dokończymy tratwy, o ile jest już gotowa. To będzie wymagało zaledwie pół godziny, a potem rozglądniemy się za Indyanami, ażeby wiedzieć, co się dokoła nas dzieje. Może chcą napaść na fort, a w takim razie musimy ostrzec pułkownika.
— Słusznie! Weźmy się więc do roboty!
Broń Indyanina zakryliśmy mchem i liśćmi, a trupa przymocowaliśmy pod wodą tak, żeby nie mógł wypłynąć i nas nie zdradził. Potem zabraliśmy się do tratwy. Pnie końcowe, które leżały już przygotowane, dostały narazie tymczasowe wiązania, bo później