Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  189  —

do nich gruntu. Z pod ogromnego splotu korzeni zionęła szeroka i głęboka jama, podobna do jaskini. Tam siedzieli: jasnowłosy Józef i młody Apacz, zasłonięci przed deszczem nieprzenikliwym dachem korzeni. Roześmieli się do nas wesoło, gdy nas spostrzegli. Matka zeszła pospiesznie na dół i przycisnęła do serca jedynego syna. Apacz natomiast wyskoczył z jamy i zapytał:
— Czy wierzą mi teraz biali bracia, że rozumiem znak „bardzo głodnego wichru“?
— Wierzymy — odpowiedziałem.— Ale jak zdołaliście się ocalić?
— Młody jeleń ukrył swego konia w zaroślach, potem wyprowadził go i dosiadł razem z niebieskooką bladą twarzą, ażeby uciec przed wiatrem. Kiedy wicher już się nasycił swemi ofiarami, przyjechał Iszarshiutuha tutaj i znalazł to, czego od trzech dni szukał z młodą bladą twarzą.
— Ty schodziłeś się potajemnie z Józefem?
— Tak. On jest synem owego człowieka z workami, którego tu zamordowano. Chodź i popatrz, gdzie Fajka Płonąca ukrył nuggety!
Zaprowadził nas na drugą stronę kłębu korzeni i tam ujrzeliśmy niedaleko pnia dwa worki ze skóry, poszarzałej już z nadgnicia. Po bliższem zbadaniu okazało się, że zawierały złoty pył i ziarnka złota. Józef wiedział już o wszystkiem, ale kiedy matka teraz usłyszała, że jej pierwszego męża zamordowano, co ja sam już odgadłem, omal nie upadła na ziemię z rozpaczy. Pewną pociechą było oczywiście dla niej posiadanie drogocennego kruszcu, lecz ona prawie nie chciała uwierzyć, że to jest naprawdę jej własnością. Na jej pytania zaczął Indyanin opowiadać:

— Bawół Ryczący był moim ojcem. Wyruszył raz z Fajką Płonącą w odwiedziny do wielkiego ojca[1] bladych twarzy, ażeby mu przedłożyć życzenia Apa-

  1. Prezydent Stanów Zjednoczonych.