Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  160  —

Każę się na miejscu zatopić, jeśli nie ma takiej miny, jak na waszym obrazie!
— Ja nie potrzebuję fotografii, Piotrze! To on, poznałem go — odrzekł Treskow. — Przypatrz się pan, panie Wallerstein, temu drabowi! Czy to nie on?
— On. To nie ulega wątpliwości. Cóż z tego, że jesteśmy tak blizcy celu? — On nam przecież ujdzie!
— Czekajcie spokojnie, sir! — odrzekł Potter. — Kolonel słyszał mój znak i wie, że pomoc już blizko. Niech mu tylko ręce uwolnią, a zobaczycie, co te łotry dostaną!
Wtem zaszeleściło zcicha za nami i gibka postać Apacza wśliznęła się pomiędzy nas.
— Winnetou usłyszał głos świerszcza i poznał twarz Billa, towarzysza swego białego brata. Winnetou zakradnie się do parowu i przetnie więzy swoim przyjaciołom. Potem niech biali bracia zbiegną się i rzucą na zbójów i na Ogellallajów, ażeby za Firegunem pójść do jego wigwamu!
Jak szybko przyszedł, tak zręcznie zniknął. My zaś bystrym wzrokiem spoglądaliśmy na obóz nieprzyjacielski, gotowi do ostatecznego ataku.
Wtem podniósł się znowu nieprzyjacielski dowódca, a wraz z nim wszyscy biali i dzicy. Zanim jednak zdołał wypowiedzieć słowo, wyskoczyła ciemna postać z bujnych zarośli i podbiegła ku jeńcom. Był to Winnetou.
Trzema cięciami uwolnił im ręce z więzów, a równocześnie huknęło od nas z góry ośm strzałów raz, a potem drugi raz. Sam Firegun nie zważał na to, co potem zaszło. Wyrwał najbliższemu Indyaninowi tomahawk i rzucił się z nim na gromadę przerażonych nieprzyjaciół.
Come on, na nich, na nich! — brzmiał jego głos, gdy u jego boku kosił Winnetou Ogellalajów.
— Stary szopie, Picie Holbersie, czy widzisz tam tego draba, trzymającego moją rusznicę? — zawołał tryumfująco Dick Hammerdull. — Chodź, ja muszę ją odebrać!