Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  481  —

wadziło go do równowagi. Zatrzymał się, spróbował zapanować nad sobą i rzekł już spokojniej:
— Ale to stare dzieje i nie należy ich poruszać.
— Poruszcie je, mr. Surehandzie! — rzekł generał. Może to historya, której warto posłuchać. Opowiedzcie ją.
— Byłaby tylko nudną. A zatem, gdzie spotkaliście tego Ettersa. Na dole w forcie Terzel?
— Yes, w forcie Terzel, jak powiedziałem.
— I chce tam zostać?
— Sądzę; tak przynajmniej powiedział.
— Jak długo?
— Tydzień, jeśli dobrze słyszałem.
— A dawno temu, jak mówiliście z nim?
— Przed czterema dniami.
— Czterema! A więc tylko trzy pozostają!
— Mówicie to tak szczególnie! Czy chcielibyście tam jechać?
— Tak, pojadę tam, muszę!
— A może on już odjechał?
— To ruszę za nim. Podążę jego śladem, żeby nie wiem dokąd prowadził!
Podchwycił znów moje ostrzegawcze spojrzenie, usiadł, przesunął ręką po twarzy i zakończył słowami:
— Pshaw! Albo pozwolę mu uciec! Wprawdzie bardzo mnie udręczył, ale co mu zrobię, jeśli go nawet pochwycę? Sprawa przedawniona, i niema już sędziego, który wziąłby ją w rękę. Nie mówmy już więcej o tem.
W pewien czas potem poszedłem do domu a on za mną. Kiedy byliśmy sami, spytał:
— Chcieliście, żebym szedł z wami, sir?
— Zaiste.
— Czemu dawaliście mi znaki?
— Nie chciałem, żebyście się tak wygadali. Nie dowierzam temu niby-generałowi.
— Ja także nie, ale to nie wpływa na sprawę.
— A przecież może. Przypatrywał się wam z takiem napięciem i tak akcentował nazwisko Etters, jak gdyby wymieniał je tylko ze względu na was.