Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  169  —

jonem okiem, a nie przypuszczam, żeby czerwoni mieli przy sobie lunety.
— Nie przyjdzie chyba żadnemu Indyaninowi na myśl nosić taki instrument.
— I owszem! Winnetou ma zawsze rurę i to doskonałą. Według mojego zdania jedźmy teraz wprost naprzód, Nie?
— Jeśli nie chcecie inaczej, to dobrze. Ale nierozwagą to było i będzie!
Na to odezwał się Old Surehand po raz pierwszy, podnosząc głos zniecierpliwienia i niezadowolenia.
— Co nierozwagą? Jeśli niema nic do wyboru oprócz wody, to rzuca się w nią i uczy się właśnie pływać. Jeśli się boicie, stary Wabble’u, to zostańcie tu, dopóki nie wrośniecie w ziemię, ale my bierzemy teraz szturmem ten lasek. Go on, mr. Shatterhandzie, go on!
Pomknął na koniu a ja zanim z taką samą szybkością. Old Wabble nie został oczywiście w tyle; popędził za mną i piorunował, rozgniewany w najwyższym stopniu:
— Ja, bać się! Co sobie myślą ci dwaj młodzieńcy? Old Wabble nie znał trwogi, zanim się jeszcze urodził a tem mniej potem. Młodzież teraźniejsza obarczona jest często zupełnie nienormalnemi i niepojętemi ideami.
Było to śmiałością z jego strony, że nazwał nas „młodzieżą teraźniejszą“. Pomimo powagi położenia musiałem się z tego głośno roześmiać. Usłyszawszy to, zawołał z jeszcze większym gniewem:
— Czego się śmiejecie, sir! Śmiejcie się wtedy, kiedy z całą skórą będziecie siedzieli tam w lesie!
— Milczcie, sir — odpowiedziałem. — Jeśli was czerwoni nie zobaczą, to usłyszą was, gdy będziecie tak ryczeli.
— Dobrze, zamilknę, ale trup mój spocznie na waszem sumieniu. Ciekawym, jak go stamtąd zdejmiecie?
Podpędzaliśmy konie tak, że zdawało się, iż Mały Las leci ku nam. Grunt trawiasty był miękki i tętentu nie było prawie słychać. Podczas tego mieliśmy oczy