Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   28   —

również przeprowadzić, gdyż z pewnością byłby o próg zawadził.
— Sidi, — rzekł, znalazłszy się przed domem, — jestem twoim przyjacielem, twoim najserdeczniejszym przyjacielem. Czy wątpisz o tem?
— A czy chciałbyś, abym wątpił, — odpowiedziałem pytaniem.
— O nie! W żadnym razie nie! — zawołał przerażony. — Kocham was obu, ciebie i twojego Omara i zapraszam was jutro do siebie na obiad. Czy przyjdziesz sidi?
— Z przyjemnością!
— O, jakiś ty dobry! Ale nie pożałujesz tego, bo należę do tych dusz, które żyją tylko szczęściem innych. Dobranoc!
Zaledwie postać jego zniknęła w cieniach nocy, Omar otworzył usta, aby mi zakomunikować jakąś uwagę. Na szczęście zatrzymałem go w porę.
— Cicho, — szepnąłem. — Tamci dwaj, nad nami podsłuchują. Słyszałem skrzypnięcie otwieranej okiennicy.
— W takim razie ładne będą mieli o nas pojęcie, odszepnął chłopak.
— Co my z nimi zrobimy?
— Nic, pójdziemy spać, — odrzekłem. — Do Abdahana nie mamy już po co zaglądać, a ja jestem bardzo znużony.
Nie namyślając się długo, wdrapaliśmy się na nasz dach, weszliśmy bez światła do naszych