Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciche, to głośniejsze. Upłynęło sporo czasu, zanim drzwi się otworzyły i Platen poprosił go do kantoru. Widać było, że przebył ciężką walkę. Wallner siedział przybity na krześle i oddychał jak w gorączce. Skoro Kurt wszedł, bankier podniósł się i rzekł mechanicznie, jakgdyby powtarzając nauczone słowa:
— Panie poruczniku, już dawno temu otrzymałem przesyłkę z Meksyku. Mimo starań, nie mogłem znaleźć adresata. Okazuje się, że to pan. Wręczę panu przesyłkę w całości.
— Dziękuję panu — odpowiedział Unger.
Po krótkiej pauzie Wallner dodał:
— Przed niedawnym czasem jakiś nieznajomy, który nazwał się Shawem, złożył u mnie na przechowanie kilka dokumentów. Nie znam ich treści, wiem tylko tyle, że pewien Helbitow miał je poznać. Dokumenty miały być odebrane. Przez kogo, nie wiem. Ponieważ pan zapewnia, że ich treść może mnie narazić na niebezpieczeństwo, chętnie przekażę je panu; zapewniam słowem honoru, że już nigdy nie będę czegoś podobnego przechowywał. Czy chce pan pójść ze mną do pawilonu?
— Chętnie, panie Wallner.
Bankier szedł naprzód, a za nim obaj przyjaciele. Opuścili pokój i udali się do pawilonu. Bankier otworzył drzwi i zaprowadził ich do trzeciego pokoju. Zdjął zegar ze ściany. Otworzył małe żelazne drzwiczki i rzekł:
— Tu, panie poruczniku.
Kurt sięgnął ręką. Poza szkatułką i wczoraj oglądanemi dokumentami, znalazł nową paczkę, którą otwo-

59