Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Juarez ubezpieczył nawet przesyłkę. Ale nie dotarła do celu.
— Do pioruna! Dlaczego nie przeprowadzono śledztwa?
— Ponieważ nic o całej sprawie nie wiedziałem. Juarez sądził, że wszystko w porządku. Sir Dryden wraz z córką zaraz potem został schwytany przez herszta szajki bandyckiej i zaciągnięty w góry. Dopiero przed ośmioma miesiącami udało mu się odzyskać wolność, i oto dopiero teraz dowiedziałem się o wszystkiem od jego córki.
— To dziwne!
— Dziwniejsze, niż sądzisz. Hacjendero znał moje imię i nazwisko, ale nie pamiętał adresu. Wiedział tylko, że przebywam niedaleko Moguncji w pewnym zamku, należącym do kapitana v. Rodensteina. Dlatego Juarez przesłał klejnoty jednemu z bankierów mogunckich, polecając odszukać adresata i wręczyć przesyłkę.
Platen podskoczył na siedzeniu.
— Tysiąc djabłów! Teraz widzę jakąś łączność.
— Ja również. Przesyłka nie dotarła do Reinswaldenu. Nie było także meldunku, że zaginęła w drodze. Twój wujek jest bankierem w Moguncji. Ty nosisz pierścień meksykański w podarunku od niego. Jak powiadasz, posiada więcej takich rzeczy — sam wnioskuj resztę!
Platen oparł głowę o poduszki. Zbladł, na skronie wystąpiły czerwone żyły. Widać było, że bije się z uczuciami. Wreszcie rzekł:

38