Strona:Karol May - La Péndola.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV
Z VERACRUZ DO MEKSYKU.

Podróż do Veracruz upłynęła szybko i pomyślnie.
Gdy przybito do brzegu, Sternau i Unger postanowili odprowadzić zakochaną parę do Meksyku. Jacht pozostał w porcie pod opieką marynarzy.
Mariano czuł się tak słaby, że o przebyciu drogi konno mowy być nie mogło. Postanowiono tedy skorzystać z komunikacji pocztowej, która regularnie łączyła Veracruz ze stolicą. Jazda była niewygodna i niemiła. Wóz pocztowy, urządzony na dwanaście do szesnastu osób, ciągnęło osiem półdzikich mułów. Cztery zaprzęgnięte były do dyszla środkowego, pozostałe szły parami po bokach. Muły, niedawno schwytane w prerjach na lassa, pędziły w zawrotnym galopie, a kierować niemi był to trud niezmierny. Okolica bezludna, którą musieli przejeżdżać, prowadziła przez dzikie skały, przepastne doliny, ciemne bory; od czasu do czasu spotykało się samotne, ubogie chaty indjańskie, zamieszkałe przez wydziedziczonych władców tego kraju. Chwilami drogą było wyschnięte łożysko rzeki górskiej, chwilami jechano nad niebezpieczną przepaścią, gdzie każdy krok nieostrożny mógł o śmierć przyprawić. Nie bacząc na to, wóz pocztowy rwał galopem. Na koźle siedział woźnica, trzymając w ręku szesnaście lejców; sekundował mu

102