Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zostawmy tu konie — rzekł. — Niech się dopóki nie wrócimy.
Towarzystwo poszło za tą propozycją.
Sternau miał przy sobie strzelbę, oraz sztylet za pasem. Przy wejściu do wąwozu zatrzymał się nagle i bacznie obserwował trawę.
— Czegóż pan szuka? — zapytał rotmistrz.
— Nic; chodźmy dalej.
Nie dorzucił ani słowa więcej, ale też nie spuszczał oka z ziemi.
W wąwozie rotmistrz trzymał się ciągle wpobliżu Sternaua. Rzucał niecierpliwe spojrzenia po zboczach — przecież każdej chwili mógł paść strzał śmiertelny. Były to chwile naprężonego oczekiwania.
Napotkali po jakimś czasie na zwłoki pozostawione tutaj, odarte z broni i odzieży; szedł od nich obmierzły zapach zgnilizny.
— A więc tu się odbyła rozprawa? — zapytał rotmistrz Sternaua.
— Tak — odparł tamten.
— A te trupy, to dzieło wasze i Bawolego Czoła?.
Sternau potwierdził skinieniem głowy.
Przyglądali się trupom; przy tej sposobności nie zauważyli, iż Sternau aż nazbyt nisko się pochylał i starał kryć za ich postaciami. Nie zauważyli również, że badawczy wzrok jego błądzi ukradkiem to po prawej, to po lewej stronie wąwozu.
— Tyle trupów — rzekł rotmistrz. — Doprawdy, z pana zawołany strzelec.
Sternau obojętnie wzruszył ramionami:
— Niema w tem nie nadzwyczajnego, gdy kto po-

76