Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Emma poszła za ojcem. Na górze, na korytarzu, spotkali kapitana Ungera. I on był blady i wyczerpany.
Gdy weszli do pokoju chorego, Sternau stał pochylony nad łóżkiem i mierzył puls Ungera.
— Sennorito, niech pani tak usiądzie, by panią zaraz musiał zobaczyć, gdy się tylko obudzi. Ja zaś ukryję się za kotarą — szepnął Sternau.
— Czy to długo trwać będzie, zanim odzyska przytomność? — pytała Emma.
— Najwyżej dziesięć minut. Wtedy rozstrzygnie się, czy pamięć wróciła. Czekajmy i módlmy się.
Po tych słowach Sternau usunął się za kotarę. Emma usiadła na łóżku Ungera, Arbellez umieścił się obok łóżka. Każda minuta wydała im się wiecznością. Wreszcie chory poruszył ręką.
— Proszę się nie lękać — szepnął Sternau. — Przewiduję nawet, że chory może wydać okrzyk przerażenia, jest bowiem przekonany, że go zabito.
Sternau się nie pomylił. Chory poruszył nagle całem ciałem, poczem zesztywniał na kilka sekund. Widocznie wracała mu pamięć. Wydał teraz okrzyk tak przeraźliwy, tak potworny, że aż Arbellez zadrżał, a Emma musiała się chwycić za poręcz łóżka, by nie upaść.
Chory westchnął bardzo głęboko i wreszcie — otworzył oczy.
W oczach tych nie było od miesięcy cienia świadomości. Teraz obecni mieli wrażenie, że Antoni Unger zbudził się ze snu; popatrzył naprzód prosto przed siebie, potem na lewo i prawo. Gdy wzrok jego padł Emmę, otworzył usta i wyszeptał:

17