Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oko boli go straszliwie; ale nie mówił o tem ani słowa. Wrzał cały okrutnym gniewem. Wiedział jednak, że chwilowo rzeczą najważniejszą jest dotrzeć do celu; starał się myśl o zemście na czas pewien odłożyć.
Przez cały dzień jechali kamiennem pustkowiem wśród nagich skał, przez jałowe wydmy piasku, w kierunku zachodnim; aż wieczorem stanęli u krawędzi lasu. Tu dano zmęczonym koniom pół godziny wytchnienia, poczem ruszono w dalszą drogę. — —


170