Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nik. — Przybył goniec, który żąda, byśmy jak najprędzej stąd wyruszyli, Juarez posyła nas do Monclovy Jeżeli zarzuty pańskie są słuszne, nie będę pod Verdoją dalej służyć i zmuszę go do ustąpienia. To samo odnosi się do porucznika Pardero, przypuszczam bowiem, że obaj są w spółce.
— Mimo to sekundował pan tym ludziom.
— Cóż miałem począć; nie było nikogo oprócz mnie. Zresztą, o szczegółach incydentu między panami dowiedziałem się dopiero w drodze na plac pojedynku. Teraz sennor rozumie, że muszę prosić o natychmiastowe wyjaśnienie.
— Otrzyma je pan wkrótce. Rotmistrz widzi, że zamach się nie udał; przypuszczam więc, iż wkrótce wyruszy, by powiadomić tego, który miał dokonać morderstwa. Zamierzam śledzić go przy tej okazji; będzie mi pan towarzyszył i wtedy przekonasz się sennor najlepiej o prawdziwości mych twierdzeń. Niech się pan przygotuje niepostrzeżenie do przejażdżki konnej; wkrótce wyruszymy.
Porucznik musiał się tem narazie zadowolić. —
Sprawdziły się przypuszczenia Sternaua, gdyż, ledwie medyk opuścił oficerów, Verdoja wraz z Parderem wyruszyli z hacjendy.
Pardero był typowym Meksykaninem; lekkomyślny i namiętny, ponad wszystko stawiał życzenia swoje i pożądania. Był biedakiem, ale nie chciał nim zostać na wleki; marzył o bogactwie, które mogłoby zaspokoić jego zachcianki. Na drodze do fortuny nie pogardziłby żadnym środkiem; niestety, dotychczas nie trafiała się okazja szczęśliwa. Nie miał nic, prócz długów, a jakże

123