Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żona pasmem lasu, zagajnika, a następnie murawy. Powietrze, niebywale w tych stronach czyste, uprzystępniało oczom rozległy widok. Nie zachodziła więc obawa, że znienacka i niespodzianie można się natknąć na umyślnie, czy nieumyślnie ociągających się Nijorów.
Jechano wciąż dalej aż do późnego popołudnia, od czasu do czasu badając uważnie ślady. Widać było, że zbliżano się coraz bardziej do Indjan. Dzieliła ich zaledwie godzina jazdy.
Z lewej strony, z południa, ciemne równe pasmo zarośli dokładnie pod kątem prostym przecinało rzekę. Woddali, na południu, składało się z pojedynczych, suchych roślin mezquito, które następnie łączyły się w zagajniki. Dalej rośliny skupiały się jeszcze bardziej, bardziej soczyste i zielone, niż na południu, gdzie miały szare, wygłodniałe zabarwienie. Im bliżej rzeki, tem roślinność była gęstsza i wspanialsza; las nadbrzeżny sięgał aź tuż nad samą wodę.
To pasmo roślinności stanowiło brzeg łożyska Zimowej Wody. W krótkiej porze opadów woda skupiała się w tem łożysku i nadawała przez kilka tygodni świeży wygląd roślinom, zazwyczaj suchym, skąpym i smętnie obumarłym. Im bliżej rzeki, tem dłużej trwała radość życia, najbliższym zaś drzewom udawało się nawet zachować życie przez rok cały. — —
Trzej jeźdźcy znajdowali się w takiej od-

97