amunicji, spokojnie odjechali, nie zdradzając się z zamiarem powrotu. Mimo to pozostawiono nad rzeką wojownika, zaleciwszy, aby, jeśli ujrzy białych, przepuścił ich, przez jakiś czas śledził, a następnie drogą okrężną dogonił swój oddział.
Wojsko pojechało, oczywiście, wzdłuż prawego wybrzeża, ponieważ uwierzono informacji Grinleya. Kiedy dzień miał się już ku zmierzchowi, przybył wywiadowca i zameldował, że trzej biali istotnie zawrócili, i że jadą śladem oddziału. Skoro wiedziano o ich powrocie i odpowiednio się zabezpieczono, dla nikogo nie byli groźni.
Nawajowie jechali przez cały wieczór i zatrzymali się dopiero koło północy, gdyż, jak przypuszczano fałszywie, każdej chwili można się było spodziewać spotkania z Nijorami. Rozbili obóz, lecz przez ostrożność nie rozniecili ognisk.
Księżyc świecił nad drzewami i uśmiechał się do swojej podobizny, która błyszczała na wąskiej w tem miejscu, lecz dosyć głębokiej toni rzeki. Panowała dookoła głucha cisza; tylko chwilami rozlegało się parskanie konia, lub machnięcie ogona, odpędzającego muchy, które unosiły się tu taj chmarami. Żadnego dźwięku poza tem. Czy naprawdę żadnego? O nie, naraz rozbrzmiało z przeciwnego wybrzeża:
Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/71
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
69