Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

które raczej należałoby nazwać polaną leśną, niż prerją. Ślad ściganych ciągnął się szeroką i prostą krechą. Oddział się zatrzymał. Winnetou i Old Shatterhand zeskoczyli z koni, aby się przyjrzeć śladom. Pozostali byli przyzwyczajeni zdawać się na tych równie znakomitych jak domyślnych ludzi. Nawet Sam Hawkens, tak przemyślny i doświadczony westman, zabierał głos jedynie na zaproszenie obu wielkich myśliwych.
Ślad wydawał się dosyć trudnym do odczytania, gdyż Old Shatterhand szedł wciąż naprzód, Winnetou zaś wstecz. Upłynął kwadrans, zanim się znów spotkali w miejscu, gdzie zatrzymał się cały oddział. Wszyscy słyszeli ich rozmowę.
— Cóż mój brat powie? — zapytał Old Shatterhand. — Rzadko natrafiałem na ślady tak trudne do odczytania.
Winnetou spoglądał wprost przed siebie, jakgdyby szukając wdali wyjaśnienia, i odpowiedział z właściwą mu stanowczością:
— Jutro zobaczymy trzy grupy ludzi: białych oraz wojowników dwóch wrogich plemion.
— Tak, tak i ja myślę. Czerwoni — to Nawajowie i Nijorowie. Te trzy partje tropią się wzajemnie nad Gloomy-water.
— Mój biały brat ma słuszność. Z początku przejeżdżało tędy pięć koni — to biali, których ścigamy. Następnie nadjechał pojedynczy jeździec, a za nim oddział liczący trzydziestu ludzi.

76