Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Miałem słuszność — ocaliłem wodza przed śmiercią. To parskanie koni jest wykrętnem kłamstwem!
— Bardzo wątpię! Ten człowiek wygląda na prawdomównego. Czyśmy nie stali przed nim jak sztubacy? Najlepiej będzie czmychnąć, zanim wróci!
— Nie waż się pan, Mr. Baumgarten! Zdaje się, że wódz ma wpobliżu większą ilość wojowników. Jeśli drapniemy, będą nas ścigać, a wówczas możemy się pożegnać z życiem. Teraz jednak prawdopodobnie nas puści. Poczekajmy!
Upłynął kwadrans, zanim Nijorowie wrócili. Mokaszi oświadczył:
— Zemsta stoi za tobą i ręka zagłady doścignie ciebie, jeśli nawet nie przyłożę się do twojej zguby. Było nie dwóch, lecz trzech Nawajów. Trzeci stał w przesmyku na straży i widział wszystko, nie mogąc zapobiec zbrodni. Postawi swe mokasyny na twoich śladach, i będzie cię dopóty ścigał, dopóki nie zatopi noża w twem sercu. Skalp na twojej czaszce nie siedzi mocniej, niż krople deszczowe, które wiatr zdmuchuje z gałęzi. Nie będę cię prześladował i nie będę chronił. — Czemu dążycie do Chelly? Czego tam szukacie?
— Ziemi — odparł markotnie doniedawna tak zarozumiały król nafty.

32