Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy nie możemy go ominąć drogą okrężną?
— Możemy, ale wypadnie nam droga tak długa, że nie dotrzemy dzisiaj do jeziora nafty. Nie zapominajmy również, że Buttler i Poller na pewno wyruszą na nasze spotkanie. To rzecz wielce nieprzyjemna, że ci obaj Nijorowie właśnie tutaj — —  — stój! — przerwał. — Cóżto takiego?
Zobaczył coś, co wszystkich trzech przejęło największem zaciekawieniem. Mianowicie u południowego wylotu, skąd szedł ślad Nijorów, ukazali się dwaj uzbrojeni w strzelby Indjanie, nie na koniach, lecz pieszo. Ci również mieli na twarzach farby wojenne; jeden nosił we włosach pióro orle, był zatem, jeśli nie wodzem, to w każdym razie wyróżniającym się szczególnemi zaletami wojownikiem.
— Czy to są także Nijorowie? — zapytał Rollins.
— Nie, Nawajowie, — odpowiedział pocichu król naftowy, jakgdyby w obawie, że mogą go usłyszeć czerwonoskórzy.
— Czy zna ich pan?
— Nie. Ten z piórem we włosach jest jeszcze młodym wojownikiem, który zdobył wyróżnienie chyba już po moim ostatnim pobycie u Nawajów.
— Do pioruna! Kładą się w trawie. Poco?
— Nie odgadujecie? Wszak to wywiadowcy

23