Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakże mogliśmy? Sądziliśmy, że jęczą uwięzieni w pueblu. Mogę pana zapewnić że wdzięczność, którą — —
— Nie mówcie o tem! — przerwa! Old Shatterhand. — Odłóżcie podzięki na później! Teraz naewszystko chcę się dowiedzieć o czemś ważniejszem. Prawdopodobnie, mimo osłabienia, możecie odpowiadać.
— O, na świeżem powietrzu czujemy sie znacznie lepiej!
— Pięknie! Zresztą, nie jest pan nam obcy. Winnetou i ja widzieliśmy już pana.
— Ach! Kiedy i gdzie? — zapytał bankier.
— O dzień jazdy do puebla, gdyście wieczorem siedzieli nad strumykiem. Podpełzliśmy do was między gałęźmi tak blisko, żeśmy słyszeli waszą rozmowę.
Good luck! A więc dowiedzieliście się o placerze nafty.
— Tak.
— I żeśmy dążyli do Gloomy-water?
— Gdzie niema nafty... Tak, słyszeliśmy.
— Sądziliście, że niema tam nafty? Dlaczegoście się nie pokazali? Dlaczegoście nas nie ostrzegli?
— Dlaczego? Ponieważ zachodzi pytanie, czybyście mi uwierzyli. Wszak was ostrzegano bez skutku. Zresztą, nie mieliśmy czasu zajmować się

98