Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Alarm nie przerazi Winnetou, ani Old Shatterhanda. Zgasimy ogniska. Nikt nas nie zobaczy i nie będzie mógł w nas celować.
— Dobrze! A więc zbiorę kamuszki!
Dobrze się stało, że omówili wszystkie możliwości, gdyż istotnie później zostali odkryci i nie tracili czasu na uzgadnianie swoich ruchów. — Zebrali garść kamyków; następnie wyciągnęli się na ziemi i przysunęli do trzech wartowników. Old Shatterhand miał słuszność: zatrzymali się w odległości dwudziestu kroków. Winnetou nieco się podniósł i rzucił kamyk poprzez głowy strażników, tak, że upadł z drugiej strony. Szmer, bardzo nieznaczny, nie uszedł jednak ich uwagi. Zwrócili twarze na prawo i nadstawili uszu.
— Udało się! — szepnął Old Shatterhand.
Winnetou cisnął jeszcze kilka kamyków, w następstwie czego strażnicy sądzili, że na prawo od nich znajduje się jakaś istota, może nawet wroga.
— Teraz! — szepnął Old Shatterhand.
Podnieśli się... Pięć, sześć niezwykle cichych susów, a wpadli na wartowników. Pięść silnego białego ugodziła tak mocno w głowę pierwszego Pueblosa, że runął bez dźwięku; w mgnieniu oka obaj przyjaciele trzymali pozostałych dwóch wartowników za gardła. Ścisnęli je z całej siły i zadali kilka uderzeń w skronie, pozba-

83