Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Hm! Ówczesne urządzenia mogły ulec zmianie. Musimy postępować ostrożnie. Dziś jest piękny wieczór i można śmiało twierdzić, że nie wszyscy Indjanie przebywają w mieszkaniach. Być może, niektórzy siedzą na płaskich dachach.
— Czy to nas powstrzyma?
— Nie.
— A więc przysuń się do muru, abym mógł stanąć na twoich plecach!
Stanął na jego barach. Nie mogąc jednak dosięgnąć kantu niższej platformy, szepnął do towarzysza:
— Wyciągnij obie ręce wysoko; stanę ci na dłoniach.
Old Shatterhand wyciągnął ręce i trzymał wodza z taką łatwością, jakgdyby Apacz był kilkoletniem dzieckiem.
— Nie dosięgnę — rzekł Apacz.
— Jaki jeszcze odstęp? — zapytał Old Shatterhand.
— Trzech dłoni.
— Nie szkodzi! Palce masz jak z żelaza. Jeśli tylko dosięgniesz kantu, będziesz się mógł utrzymać; wówczas pomogę ci swoją długą niedźwiedziówką. Liczę do trzech i podrzucę cię wgórę. Uważaj i szybko się uchwyć! Raz — dwa — trzy —!
Podrzucił Apacza wgórę; wódz uchwycił się rękoma kantu muru i trzymał, niby żelaznemi

79