Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i nie wiecie jeszcze, w jakich okolicznościach zetknęli się z wychodźcami. Poznalibyście, co to za dzielni ludzie.
— Czy był pan świadkiem, sir? — zapytał Poller.
— Nie, ale opowiadano o tem podczas jazdy z rancha Fornera do puebla.
— Tak, — odpowiedział Buttler z uśmiechem — zwłaszcza ten Sam Hawkens wydaje się szczwanym lisem. Ale czyż nie mówił pan, że czerwoni nas ścigają, sir?
— Owszem — potwierdził król naftowy.
— Jeśli nas zdybią? Jeśli ujrzą ognisko, które płonie tak jaskrawo!
— Do tego nie dojdzie. Nie dościgną nas.
— Czy nie jest pan w błędzie, sir? — zapytał Rollins. — Nie znam Dzikiego Zachodu, ale słyszałem o nim wiele i jeszcze więcej czytałem. Ci Indjanie, ci straszni ludzie, miesiącami tropią człowieka, dopóki go nie złapią.
— Ale cóż z tego? Rozważ pan, kiedy wyruszyliśmy z puebla. Czerwoni dopiero rano mogli zarządzić pościg! Ubiegliśmy ich więc o szmat drogi, którego nie zdołają nadrobić.
— Czemu nie? Powinni tylko ciągle jechać bez wytchnienia, — podczas gdy my tu siedzimy — aby nas dogonić przed północą.
Król naftowy roześmiał się na całe gardło i zawołał:

56